dr Piotr Syryczyński
Alaska i Polska są w podobnej sytuacji w kwestii
zaopatrzenia w gaz dla sektora ciepłowniczego oraz gazu dla rynku mocy. Tzw.
„niewidzialna ręka rynku” nie działa w sytuacji tego typu zagadnień gdzie mamy
do czynienia ze złożami kopalin i ich transportem na duże odległości. Kamieniem,
o który potykają się takie projekty jest to, że stworzenie i podpisanie
łańcucha kontraktów wymaga strony, która weźmie na siebie ryzyko złożowe i
polityczne na jednym z końców takiego łańcucha.
W tym artykule próbuję wyjaśnić dlaczego mamy do czynienia
z taką sytuacją.
Stan Alaska ma poważne problemy ze swoją
infrastrukturą portową, która nagle okazuje się wąskim gardłem dla
jakiegokolwiek rozwoju energetyki, kopalń, baz wojskowych czy innych
potrzebnych inwestycji. Polska ma podobną sytuację w samych portach i w
infrastrukturze wokół portów.
W Polsce, poza już budowanymi i wybudowanymi
obiektami energetyki gazowej, potrzeba za parę lat dodatkowo co najmniej kilka
bloków o łącznej mocy rzędu 2.000 MWe, które będą działać tylko w okresach
szczytowego zapotrzebowania na moc – powiedzmy 2000 – 3000 godzin w roku1. Ponadto potrzeba
dodatkowo przynajmniej 20 a nawet 25 mln m3 gazu dziennie w okresie zimowym
wyłącznie na potrzeby przestawienia małych i średnich ciepłowni na gaz.
To przyszłe zapotrzebowanie na gaz można by
zaspokoić przez jeden nowy FSRU – dodatkowy względem tego co już jest planowane
(czyli tzw. drugi FSRU kolejny po tym, na który złożył ofertę ORLEN w XII 23).
Byłoby to do 2 mld m3 rocznie na potrzeby ciepłownictwa2 i do 1 mld m3 na
potrzeby rynku mocy. Ale na ten drugi FSRU nie złożono oferty w grudniu 2023. W
tym systemie przetargów też w latach 2024-2025 nikt nie złoży żadnej sensownej
oferty na drugi FSRU. Też nikt nie złoży rozsądnej oferty na moce szczytowe na
bazie gazu bo te tematy są ze sobą ściśle połączone.
To co jest podobne na Alasce i w Polsce to fakt, iż
jest znacznie wyższa zapotrzebowanie na gaz w okresie zimowym – terminal FSRU
na potrzeby ciepłownictwa musiałby współpracować z magazynem gazu minimum 1 a
lepiej 1,5 mld m3 albowiem tylko wtedy mógłby w miarę równomiernie pracować
cały rok – w przeciwnym wypadku musiałby mieć znacznie wyższą wydajność niż 3,5
mld m3 rocznie3
.
Ten sam problem jest na Alasce bo ona nie ma
magazynów gazu – nie próbowano ich w ogóle budować bo złoża Cook Inlet
pozwalały na zmienny pobór w okresie roku (wyższy zimą). Złoża Cook Inlet były
„ukrytym” w systemie magazynem gazu o pojemności circa 1 mld m3 (ukryta różnica
między wydobyciem zimowym i letnim).
Bilans gazowy w Polsce za 5-8 lat ma jedną mało
znaną kwestię. Nie podano jak długo jeszcze nasz monopolista będzie w stanie
utrzymywać swoje wydobycie krajowe a kiedy spadnie ono np. o 1-2 mld m3
rocznie. Krajowe wydobycie jest latem wprowadzane do magazynów gazu a jest
przekazywane na rynek dopiero w okresie zimowym. Zatem polskie złoża (na razie)
blokują sporą część objętości magazynowej i uniemożliwiają konkurencyjnym
importerom jakiekolwiek działanie4. Ponadto nie wiadomo kiedy możliwe
technicznie wydobycie z polskich złóż spadnie i w jakim tempie będzie ten
spadek.
To co się dzieje obecnie na Alasce daje dużo
informacji wyjaśniających dlaczego takie sytuacje wpadania w kłopoty mają
miejsce.
24 lutego 2022 sędzia federalny w Waszyngtonie5 nakazał rządowi federalnemu USA zapłacić na
rzecz miasta Anchorage na Alasce karę w wysokości 367,4 miliona dolarów w
związku z pozwem o naruszenie umowy w związku z projektem rozbudowy portu. Była
to wspólna inwestycja rządu federalnego i miasta Anchorage. Dyrektor portu na
Alasce powiedział w oświadczeniu, że pieniądze z tej kary umożliwią
wprowadzenie planowanych napraw, ale urzędnicy będą nadal szukać środków na
ogólną modernizację6.
Rząd federalny w kwietniu 2022 odwołał się od tej decyzji. Rząd federalny
twierdzi, że te straty są wyliczone w sposób zawyżony, sytuacja prawnie nie
jest rozstrzygnięta a rozbudowy portu nadal nie ma. Stanowisko rządu widać w
uzasadnieniu wyroku (korzystnego dla Alaski):
Inwestycja objęta sporem była fatalnie
zaprojektowana a cały teren, który miał być nowym portem jest niestabilny i
jest na nim sufozja. Port Anchorage ma największe w USA wahania wielkości
pływów a ponadto jest położony w istotnym zagrożeniu sejsmicznym. Projektowanie
tego typu portu powinna realizować najwyższej klasy firma międzynarodowa a było
trochę inaczej. Port Anchorage nie może z tego powodu być miejscem cumowania
dużych arktycznych lodołamaczy (gdyby kiedykolwiek USA zabudowało wreszcie
jakiś bo ma na razie taki tylko jeden). Również brak rozbudowy tego portu
oznacza wątpliwości co do tego czy w ogóle będzie on w stanie obsłużyć import
LNG dużymi statkami co może być konieczne.
Podstawowe zużycie gazu jest na południu Alaski –
tam gdzie mieszka kilkaset tysięcy ludzi. Jest to obszar w pobliżu zatoki Cook
Inlet. Złoża te wydawały się olbrzymie i wystarczające na dziesięciolecia.
Jednakże amerykańscy politycy podjęli dawno temu decyzję o znacznym zużyciu
tych złóż na cele eksportu gazu do Japonii i o zużyciu tego gazu na cele
produkcji nawozów (zupełnie niepotrzebnych nikomu na Alasce). A gaz ze złóż
Cook Inlet jest teraz potrzebny i do ogrzewania i do produkcji energii
elektrycznej i pośrednio do wydobycia kopalin.
Od lat trwały na Alasce dyskusje polityczne na
temat tego w jaki sposób przetransportować gaz z północy Alaski na południe. Na
północy jest zgromadzone co najmniej 40.000 mld m3 w postaci gazu zatłoczonego
do złóż ropy. Istnieje rurociąg do transportu ropy z północy na południe Alaski
ale nigdy nie wybudowano rurociągu dla transportu gazu (bo były używane te
złoża gazu na południu stanu). Przez dziesięciolecia odrzucano kolejne pomysły
typu:
- budowa dużego gazociągu z północy na południe
stanu dla eksportu gazu jako LNG (np. 30-50 mld m3 rocznie) i zasilenia
centralnej części i południa Alaski przy okazji tej inwestycji. Projekt okazał
się zbyt kosztowny bo jest on rzędu 40-50 mld USD. Jego trasa to 1300 km przez
tereny chronione przyrodniczo i przez duże zagrożenia sejsmiczne. Cena za tak
dostarczony LNG byłaby niekonkurencyjna. Zużyto jednak duże ilości środków na
projektowanie tego rozwiązania, które (chyba) ostatecznie porzucono;
- budowa małego gazociągu z północy stanu ale tylko
na potrzeby południowej Alaski i niektórych nowych kopalń ulokowanych w
centralnej części stanu (czyli np. przesyłanie tylko 3 - 4 mld m3 rocznie).
Jego koszt na trasie 1300 km nie był realnie możliwy do sfinansowania;
- budowa instalacji skraplania gazu na północy
Alaski a potem wożenie LNG ciężarówkami całą tą trasą na południe. To też
projekt mało realny ekonomicznie ze względu na dodatkowe koszty budowy dróg
przez tereny przyrodniczo chronione;
- budowa połączenia od wschodu tj. pomiędzy zasobami
gazu w kanadyjskiej prowincji British Columbia a południową Alaską. Projekt
proponowali przez wiele lat Kanadyjczycy ale pod warunkiem, że będą mogli także
tranzytować duże ilości własnego gazu (w formie LNG) i eksportować go z
terminala i infrastruktury portowej, która już jest na Alasce. Na to nie
zgodzili się alaskańscy politycy bo taki projekt zablokowałby ekonomicznie
uruchomienie własnych złóż z północy Alaski. Zatem Kanadyjczycy (nie mogąc się
doczekać zgody amerykańskiej na tranzyt) zrealizowali własny projekt LNG
Canada, który startuje z eksportem LNG z wybrzeża Kanady. To kosztowało ich
dodatkowe kilkaset kilometrów rur. Ale w ten sposób Kanadyjczycy eksportować
będą docelowo do Azji nawet 50 mld m3 gazu tą drogą i staną się całkowicie niezależni
od USA. Budowa LNG Canada jest już zaawansowana na 85 %7.
Kanadyjczycy nie pozwolą się teraz Alasce wpiąć się
„po drodze” w ich własną rurę bo ona jest już całkowicie sprzedana (pod
względem przepustowości) dla odbiorców azjatyckich. Odbiorcy z Alaski mogą
sobie co najwyżej „odkupić” od azjatyckich klientów jakiś udział w
przepustowości rurociągu i w zdolności skraplania tego nowego kanadyjskiego
terminala.
Odbiorcy z Alaski musieliby także zakupić sobie
jakieś złoża w stanie British Columbia gdyż jeśli nie będą mieli nad nimi
kontroli to gaz stamtąd popłynąć może też na południe do centralnej części USA
(bo tam niekiedy płacą więcej np. gdy silna zima uderza w centralne stany USA –
jak obecnie na początku 2023). Zatem nawet posiadanie udziałów w rurociągu i w
urządzeniach do skraplania (lub pompowania gazu) nie jest 100 % pewnością
otrzymania gazu o ile nie posiada się złóż na drugim końcu łańcucha dostaw.
Zatem to, że nie pozwolono Kanadyjczykom na tranzyt
ich gazu przez Alaskę (a wtedy mieszkańcy Alaski mieliby tanio gaz dla siebie w
zamian za użyczenie portu i innej infrastruktury) mści się teraz okrutnie.
- budowa małego reaktora jądrowego (dla produkcji
energii elektrycznej i ciepła dla południowej części stanu i drugiego dla centralnej
części stanu) – projekt jest trudny z powodu zagrożeń sejsmicznych. Ale nawet
gdyby udało się te zagrożenia rozwiązać to takiego SMRa w rozmiarach dla Alaski
nie ma jeszcze na rynku. Ponadto SMR w lokalizacji południa Alaski ma
możliwości chłodzenia wodą morską, gorzej byłoby z SMR-em ulokowanych w
centralnej części Alaski – tutaj potrzebne były inwestycje w odpowiedni magazyn
wody.
- wybudowanie nowych elektrowni węglowych z 2-3
blokami na bazie węgla z własnych zasobów. Ten projekt z kolei blokują ekolodzy.
Po wielu latach bezowocnych dyskusji w styczniu
2023 organ zarządzający złożami na Alasce opublikował dokument potwierdzający
to co eksperci wiedzieli już od dziesiątków lat, iż złoża w rejonie Cook Inlet
zmniejszają swoje możliwości wydobycia i sytuacja jest groźna. W
przeciwieństwie do Polski (u nas nie jest to informacja publicznie dostępna) na
Alasce tego typu raport jasno pokazuje ścieżkę przewidywanego spadku wydobycia.
Obecne zapotrzebowanie na gaz na Alasce jest na
poziomie 70 bcf rocznie (ok 2 mld m38). Jednakże planowana nowa kopalnia złota
firmy Donlin Gold będzie potrzebować dodatkowo 12 bcf rocznie (jeśli ten
projekt zostanie uruchomiony na co liczy wielu obywateli Alaski9). Kilka innych
projektów wydobywczych potrzebuje też
energii elektrycznej a ona jest wytwarzana przede wszystkim z gazu ze złóż Cook
Inlet. Ponadto jest potrzebna dodatkowa energia elektryczna dla rozbudowywanych
baz wojskowych a także nowych osiedli zlokalizowanych wokół tych nowych kopalń
i baz.
Alaska jest jedynym miejscem, gdzie można w jakiś
sposób przeciwdziałać działaniom arktycznym Federacji Rosyjskiej więc
zapotrzebowanie na nośniki energii jest i będzie znaczące. Właściciel
nieużywanego terminala do eksportu LNG rozważa możliwość jego zamiany na
terminal do importu LNG nawet do roku 2028 lub 2029 co jest technicznie możliwe
ale wymaga kontraktu na odbiór usług regazyfikacji – bez tego ta inwestycja nie
ruszy. Miejsce jest, część zbiorników da się wykorzystać ale praktycznie trzeba
zrobić 80 % nowej inwestycji w nowoczesnych standardach technicznych – biorąc
pod uwagę opisane wcześniej zagrożenia.
Prognoza wydobycia z obszaru Cook Inlet będąca oficjalnym dokumentem rządu Alaski10 opiera się na dobrze określonych danych. Z dużym prawdopodobieństwem sytuacja będzie taka:
Zatem po roku 2030 gwałtownie zacznie spadać
wydobycie i oczywiście oznaczać to będzie degradację ekonomiczną Alaski jeśli
do tego czasu nie będzie wdrożone inne rozwiązanie.
Złoża Cook Inlet służą przede wszystkim do produkcji energii elektrycznej dla firmy HEA (Homer Energy Association) w ilościach jak poniżej:
Poza południem stanu, Alaska ma także cztery małe
elektrownie węglowe11,
z tego dwie w lokalizacjach militarnych. Łączna moc tych elektrowni była rzędu
130 MWe gdy były nowe. Elektrownie te są w złym stanie np. wojskowa elektrownia
w Fort Wainwright (miejscowość Fairbanks) ma ponad 60 lat i ciągle się psuje.
Rozważana jest tam budowa za 687 mln USD nowej elektrowni węglowej lub za 363
mln USD nowej na oleju i gazie lub za 117 mln USD tylko obiektu gazowego.
Rozważana jest ciągle opcja utrzymywania nadal tej starej elektrowni w
działaniu do czasu zakupu reaktora SMR (co nie wiadomo kiedy nastąpi).
Z powodu sytuacji technicznej region Fairbanks ma
trzykrotnie wyższą cenę energii elektrycznej niż średnia w USA. Region ten
zaopatrują takie elektrownie12: Zehnder 41 MWe – (diesel), Delta 27 MWe (diesel),
North Pole 120 MW (stara z roku 1976, diesel) i nowsza 50 Mwe (nafta), Eva
Creek (wiatrowa 25 MWe), Healy Power Plant (28 MWe od roku 1967 i 60 MW od 1998
roku obie węglowe). Fairbanks stabilizuje system i dostarcza energię
elektryczną do wielu osiedli i miejscowości na Alasce w tym może dostawać do 70
MWe z południa stanu. Odległość (drogowa) z Anchorage do Fairbanks wynosi 578
kilometrów (359 mil).
Elektrownia w bazie wojskowej Eielson (obok
Fairbanks) miała już mieć dodatkowy mały reaktor jądrowy 5 MWe z pięcioletnim
terminem dostawy. Po podpisaniu wstępnego kontraktu we wrześniu 2023 armia USA
rozwiązała go w listopadzie 2023. Miał to być reaktor dodatkowy względem starej
elektrowni węglowej 15 MWe i dostaw energii z zewnątrz. Okazało się jednak, że
dostawca nie miał ukończonego procesu licencjonowania tego mikroreaktora więc
ten projekt upadł.
Jak widać krytyczna sytuacja w dostawach energii
elektrycznej na Alasce dotyczy nie tylko południa stanu ale też kilku innych
lokalizacji i jest to problemem przy decyzjach inwestycyjnych dotyczących
nowych kopalń – banki zadają proste pytanie – a skąd energia elektryczna ?
Dopuszczenie do odbioru dodatkowo 12 bcf rocznie tylko dla tej jednej kopalni
złota spowoduje szybciej sytuację krytyczną ze złożami Cook Inlet (na pewno
najpóźniej w 2029 zamiast w 2031).
Dodatkowe duże zapotrzebowanie na energię elektryczną
wynikać będzie też z przygotowywanej budowy drogi (211 mil czyli ponad 300 km)
do zachodnich rejonów Alaski, która umożliwi otwarcie kilku następnych kopalń
ważnych surowców. Wzbogacanie rud metali strategicznych do formy koncentratu
wymaga bowiem energii elektrycznej a każda kolejna duża kopalnia to nawet 25-50
MW i więcej potrzebnej energii elektrycznej lub dodatkowego gazu. Poniżej trasa
tej krytycznej drogi a planowane nowe kopalnie wymagają znacznych ilości
energii elektrycznej13.
Zapotrzebowanie na energię jest i w samej kopalni jak i rejonie Fairbanks gdzie
mają być ulokowane dalsze etapy przeróbki rudy do wysokiej jakości koncentratu.
Zatem region Fairbanks potrzebuje „od zaraz” kolejnych 50 MWe (oprócz
konieczności znalezienia tańszego paliwa niż diesel dla obecnej produkcji
energii).
Ta prognoza o kryzysie na Alasce w roku 2031 (czy
nawet w 2029) zakłada, iż uda się jednak w okresie 2024 – 2029 pozyskać
dodatkowy gaz z rejonu Cook Inlet z nowo wierconych „ratunkowych” odwiertów,
których realizuje się ok 15 szt. rocznie. W grudniu 2023 przyznano kolejnych
kilka obszarów do poszukiwań w rejonie Cook Inlet i oczywiście jest szansa, iż
jakieś nowe odwierty coś dadzą gazu ale będą to raczej niewielkie ilości14. Zatem jest to
prognoza „optymistyczna”, zakładająca iż pewne dodatkowe ilości gazu zostaną
udostępnione do roku 2029 i będą w stanie trochę dłużej ratować ten stan tzn.
pozwolą dotrwać chociaż do roku 2031.
Po wielu latach wysokich dochodów z ropy naftowej
obecne finanse Alaski są w opłakanym stanie a deficyt w budżecie pokrywany z
oszczędności jest rzędu 1 mld USD rocznie. Przyczyna jest prosta – coraz
mniejsza eksploatacja ropy:
Przyczyną spadku wydobycia są ekolodzy, i władze
centralne USA, które zablokowały znaczne obszary na północy Alaski przed
próbami eksploatacji złóż ropy naftowej.
Również działania ekologów zablokowały szereg
projektów wydobywczych, które dawałyby znaczące przychody też dla stanu Alaska.
Zatem bez takich nowych projektów kopalń finanse stanu będą zawsze w bardzo
złym stanie.
Politycy w stanie Alaska próbują znaleźć chętnego
do sfinansowania nowych inwestycji w gazie i w energetyce. Ze względu na
zmienne zapotrzebowanie (lato-zima) potrzebny jest terminal o zdolności
regazyfikacji 3,5 – 5 mld m3 z odpowiednio dużymi zbiornikami bo warunki
morskie wokół Alaski są trudne. A takiego kontraktu z gwarancjami użycia
terminala LNG nie widać na horyzoncie.
Ponadto ten nowy terminal do importu LNG wymagałby
rozbudowy portu Anchorage a to jak opisywałem wcześniej w ogóle nie jest
realizowane. Spory sądowe o odszkodowania i udowadnianie kto jest winny są
ważniejsze dla polityków niż realna rozbudowa portu.
Część obywateli i polityków z Alaski twierdzi, iż
to nie oni powinni płacić za tę inwestycję w import LNG. To rząd federalny
wymusił wiele lat temu i zezwolił na eksport LNG z Alaski do Japonii bo chciał
wspomagać gospodarkę tego ważnego sojusznika. W ten sposób zużyto znaczną część
zasobów w zatoce Cook Inlet. W USA to rząd federalny ma uprawnienia w
dziedzinie handlu międzynarodowego i zezwalania na takie inwestycje, które są z
nim związane Zdaniem tej grupy obywateli teraz to rząd federalny powinien
zapłacić za nowy terminal do importu LNG (i nową infrastrukturę portową) aby
„zreperować” skutki swoich decyzji sprzed dziesięcioleci.
Rozwój gospodarczy Alaski jest potrzebny aby inne
firmy osiągały zyski z przyszłych działań na szelfie kontynentalnym USA. W
grudniu 2023 rząd USA ogłosił rozszerzenie granic tego szelfu poza strefę 200
mil15:
Jakiekolwiek nowe działania w tamtych rejonach
wymagają tego , by Alaska była strategicznym zapleczem dla wszystkich
podmiotów, a zatem potrzebna jest nowa infrastruktura portowa i nośniki
energii. Bez takich inwestycji na Alasce ta ogłoszona w XII 23 decyzja o
rozszerzeniu granic strefy ekonomicznej jest fantastyką ekonomiczną.
Część obywateli stanu Alaska mieszka poza terenem
gdzie jest ten gaz z południa i po prostu płaci za olej napędowy. Ci pozostali
mieszkańcy Alaski wcale nie chcą aby ich oszczędności czy podatki (w tym słynny
fundusz, na który odkładano dochody z kopalin, płacący co roku dywidendy)
służyły tylko wybranej części mieszkańców Alaski. Mieszkańcy miejscowości
oddalonych setki kilometrów od rejonu południowego twierdzą, iż jakiekolwiek
koszty nowych inwestycji w nowe źródła energii stanowy regulator powinien
przerzucić tylko na odbiorców energii/gazu z tego nowego terminala a nie na
wszystkich obywateli stanu. Zatem te grupy obywateli domagają się aby to
południowa część Alaski (powiedzmy 80.000 odbiorców plus nowe kopalnie) sama
sobie sfinansowała swoimi opłatami ten terminal importowy.
Wielu obywateli Alaski liczy także na to, że unikną
dużych wydatków bo w jakiś sposób rząd federalny dając na inwestycje militarne
w Arktyce będzie musiał wybudować też nowe źródła energii a zatem zapłaci się
za nie z budżetu federalnego a nie stanowego. Po cichu liczą na prezent od
reszty USA bo przecież przy tak dużych inwestycjach w Arktyce jakie robi
Federacja Rosyjska po swojej stronie konieczne jest znaczne doinwestowanie na
Alasce. I tutaj w zasadzie mają rację bo całość infrastruktury jaka istnieje na
Alasce powstawała w 70-80 % z funduszy federalnych a nie stanowych.
Regulator rynku energetycznego na Alasce (coś w
rodzaju naszego URE) zaczął prowadzić przesłuchania przedsiębiorstw
energetycznych jak zamierzają zaradzić tej sytuacji. Całość opisanego
zagadnienia sprowadza się do prostej logiki – ktoś musi wziąć na siebie ryzyko
biznesowe i podpisać kontrakty take-or-pay na zapłatę za usługi regazyfikacji
LNG lub za inne źródło energii.
Jeśli mieszkańcy Alaski będą musieli zapłacić za
nowy terminal do gazyfikacji LNG to i tak będą kupować gaz kanadyjski po cenach
znacznie wyższych niż te, które mogli mieć gdyby wcześniej poszli na kompromis.
Jeśli jednak nie uda się odkupić gazu kanadyjskiego to Alaska będzie musiała
dowozić gaz z Teksasu. Przy ograniczeniach w Kanale Panamskim oznacza to
wożenie tego LNG z Teksasu na Alaskę dookoła Ameryki Południowej. Ewentualnie
będzie to gaz amerykański ale pobrany z terminali meksykańskich zlokalizowanych
po zachodniej stronie Meksyku – jednak i one już są wykupywane przez odbiorców
azjatyckich (finansowanie tych terminali LNG idzie wyłącznie poprzez
długoterminowe kontrakty z klientami z Azji).
Dodatkowo mieszkańcy Alaski dowiedzieli się, iż
przy tak małym zapotrzebowaniu gazu (i ryzykach transportowych) będą musieli
sobie kupić ze dwa mniejsze statki do przewozu LNG bo takich niewielkich
transportów nie ma sensu wozić dużymi statkami. Alaska nie jest „po drodze”
statków LNG i bez dedykowanych własnych statków sam terminal regazyfikacyjny w
Anchorage ale bez własnych statków to zbyt duże ryzyko dla płynności dostaw do
tej odległej lokalizacji.
W rzeczywistości powstała jeszcze jedna kwestia,
która jest widoczna dla ekspertów. Inwestor w nową elektrownię (gazową dla
Alaski) mógłby złożyć ofertę na dostawy energii z tej elektrowni o ile będzie
miał ofertę i długoletni kontrakt na dostawy gazu. Ewentualny podmiot
handlujący gazem może i mógłby mu złożyć ofertę na takie dostawy o ile ktoś by
mu zagwarantował regazyfikację LNG i pokrycie kosztów dedykowanych statków dla
konkretnej trasy dostaw (np. Meksyk – Alaska). Inwestor do budowy regazyfikacji
zrobiłby może przebudowę na terminal importowy i dodał niezbędne zbiorniki o
ile ktoś mu zagwarantuje kontrakty typu take-or-pay na jego usługi
regazyfikacji i na usługę magazynowania długoterminowego. A podmiot handlujący
gazem może złożyć ofertę tylko na zmienną cenę gazu zależną od ceny np. na
Henry Hub w Teksasie chyba, że za dodatkowe środki ktoś zagwarantuje wieloletni
kontrakt z konkretnym producentem gazu.
Stosunkowo niewielki projekt FSRU czy regazyfikacji
na Alasce wymaga łańcuszka kontraktów, w których jednocześnie strony sobie
gwarantują wszystko na okres 11-15 lat. Ten łańcuszek kontraktów musi przenosić
m.in. zmienną cenę gazu z odległości 5000 km na odbiorcę na Alasce bo przecież
nikt nie będzie przenosić na siebie ryzyk geologicznych i zaburzeń ekonomicznych (lub da znacznie
wyższą cenę).
Do tego problemem jest to kto będzie gwarantem tych
kontraktów gdyż firmy dystrybucji energii na Alasce to spółdzielnie – taki mają
status i są to spółki z minimalnymi kapitałami własnymi a to oznacza, że nie
mogą udzielić gwarancji na 12 lat na kwotę kilku miliardów dolarów. Zatem musi
pojawić się wiarygodny gwarant takich kontraktów i dostawy gazu do określonej
lokalizacji na lądzie zanim ktokolwiek zaciągnie jakikolwiek kredyt na budowę
tego łańcuszka powiązań. Gwarantem tym musi być albo stan Alaska albo rząd
federalny. Dla międzynarodowych instytucji finansowych spółdzielnie na Alasce
nie są partnerem, gdyż łatwo mogą zniknąć a zorganizować można inne, które nie
odpowiadają za zobowiązania. A tutaj trzeba sfinansować cały łańcuch inwestycji
w tym udzielić gwarancji na kontrakt take-or-pay w danym terminalu do
skraplania LNG, na statki, na koszty transportu, na budowę terminala do
regazyfikacji i na budowę samej nowej elektrowni gazowej.
Aby jeszcze bardziej skomplikować sytuację
mieszkańcy Alaski muszą sobie zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa w
postaci odpowiednio dużego magazynu gazu. Obecnie złoża Cook Inlet to nie jedno
złoże ale wiele mniejszych złóż i awaria na jakimś z nich nie ma znaczenia dla
całości dostaw i bezpieczeństwa stanu. Uzależnienie całej południowej i
centralnej Alaski od jednego terminala FSRU to duże ryzyko techniczne i
polityczne. A wielkość magazynu przy docelowym rocznym (ale zmiennym)
zapotrzebowaniu 3,5 mld m3 może być potrzebna nawet 1,4 mld m3. Ponadto
wyliczenie potrzebnej wielkości magazynu gazu musi uwzględniać możliwe długie
czasy sztormów zimowych w rejonie Anchorage.
Praktycznie istniejące starsze obiekty gazowe
produkujące energię na południu stanu trzeba by przebudować na obiekty też
działające na bazie rezerwowego oleju napędowego i zrobić tak jak Finlandia.
Przez dziesięciolecia Finlandia, choć kupowała gaz z wschodu miała i ma
magazyny oleju napędowego z zapasem na cały rok lub dłużej. Praktycznie Alaska
też musiałaby by (w razie budowy terminala LNG do importu) wybudować także
jakieś magazyny paliwa rezerwowego, szczególnie ze względu na zagadnienia
militarne. Grudzień 2023 pokazał jak łatwo niewielkimi dronami sparaliżować
ruch statków w kluczowych lokalizacjach a więc całkowite uzależnienie
gospodarki i życia stanu Alaska od importowanego LNG wymaga licznych
dodatkowych inwestycji.
Ze względu na zagrożenie sejsmiczne jest wątpliwe
czy złoża w zatoce Cook Inlet nadają się na podziemne magazyny gazu więc
pozostaje tylko budowa kosztownego magazynu gazu na powierzchni ziemi.
Budowa terminala LNG do importu i podpisanie
kontraktów take-or-pay na importowany LNG oznacza również, iż „resztkowe” złoża
w Cook Inlet stają się bezwartościowe lub, że przez kilka lat 2030 – 2041 można
je wykorzystywać ale wtedy ten terminal importowy LNG będzie pracował z
mniejszą wydajnością i za to też trzeba zapłacić (za częściowo niewykorzystaną
zdolność do regazyfikacji, którą musi posiadać taki terminal a nie jest potrzebna
w okresie 2030-2040) . Tak czy inaczej jest to dodatkowa kwota do uwzględnienia
w budżecie całości projektu. Jeśli nie to będą się sypały wyroki sądowe.
Ponadto budowa terminala importowego na południu
Alaski oznaczałaby konieczność budowy albo (1) gazociągu na trasie z południa
do rejonu Fairbanks (i budowie nowych obiektów generacji energii na gaz) albo
(2) wybudowania dużej elektrowni gazowej na bazie LNG z nowymi liniami do
transportu 500 MW do rejonu Fairbanks. To odległość 500 km i praktycznie tego
typu rozwiązanie powodowałoby dodatkowe ryzyko dla centralnej Alaski (w razie
uszkodzenia takiej linii). Zatem w zasadzie trzeba by zbudować na trasie 500 km
(Anchorage – Fairbanks) dwie niezależne linie zasilające, każda po ok 500 MWe
możliwości przesyłu energii lub pozostawić obecne obiekty w Fairbanks jako
rezerwowe i płacić za nie.
Z drugiej strony możliwa jest budowa kilku małych
reaktorów jądrowych (SMR) w lokalizacji Fairbanks o łącznej mocy np. 300 - 400
MWe, To proste rozwiązanie spowodowałoby, że zasoby gazu czekające na północy
Alaski stałyby się nie do użycia. Jednak na takie rozwiązanie (niezwykle
kosztowne) mieszkańców tego stanu po prostu nie stać – tutj jest kwestia i
magazynu wody dla chłodzenia tych reaktorów i paradoksalnie pewne znaczące
zmniejszenie zatrudnienia (obecnie w transporcie).
Podobną sytuację mamy w Polsce.
Już wspomniałem, brakuje jasnej prognozy wydobycia
ze strony naszego monopolisty. Nie ma zatem gwarancji czy obecne wydobycie
krajowe w ogóle będzie do osiągnięcia w roku 2029 i późniejszych. Ta kwestia
jest kluczowa jak analizujemy możliwe obciążenie „drugiego FSRU” i to jak duży
powinien to być obiekt i od kiedy powinien zacząć swoje działanie.
Zapotrzebowanie na gaz dla ciepłownictwa jest na
południu Polski czyli 450-550 km od morza i od terminala FSRU.
Spójrzmy na polski Bilans Zasobów wg stanu na
31.12.2022 i porównajmy go z Bilansem Zasobów na 31.12.2010.
31.12.2010 bilans pokazywał 65 mld m3 zasobów
przemysłowych gazu ziemnego z czego 13,4 mld m3 był to gaz ze złóż ropnych i
kondensatowych (czyli zasoby wydobywane przy okazji wydobycia głównej
kopaliny). 31.12.2022 bilans pokazywał 78 mld m3 zasobów przemysłowych gazu
ziemnego z czego 14,5 mld m3 był to gaz ze złóż ropnych i kondensatowych.
Teoretycznie wygląda to nieźle bo zasoby są nieco
większe niż 12 lat temu. Jednakże wydobycie było w roku 2022 4,7 mld m3 podczas
gdy w roku 2010 było to 5,5 mld m3. A zużycie krajowe wzrosło także istotnie
przez te 12 lat a zatem poziom bezpieczeństwa jaki dają te złoża jest
procentowo niższy.
Większa ilość zasobów (o 20 %) nie przekłada się na
większe wydobycie (spadło o 15 %) gdyż są to po prostu coraz mniejsze (średnio)
złoża coraz trudniejsze do eksploatacji. Potwierdza to fakt wzrostu ilości złóż
(z 280 do 321) a zatem średnia wielkość zasobów w jednym złożu to tylko 243 mln
m3 gazu.
W ramach tych złóż, które zasoby pokazano jest
pewna istotna ilość złóż w ogóle nie eksploatowanych np. zarówno w roku 2010
jak i w roku 2022 w ogóle nie eksploatowano złoża Wilcze , złoża Wrzosowo,
złoża Zbąszyń , w których łącznie jest spora ilość gazu. Zatem są jakieś
poważne przyczyny techniczne, że te złoża nie były uruchomione. Czy na pewno te
złoża łatwo uruchomić ?
Dodatkowo te polskie złoża nie pracują „szczytowo”
czyli gaz z nich jest zbierany do magazynów w okresie ciepłym a potem dopiero
oddawany do sieci w okresie zimowym. Zatem całość polskich złóż daje (liczne)
koszty własne, blokuje magazyny (a jest ich za mało) i w zasadzie jest mało
sensowna ekonomicznie. Te złoża jak widać nie mogą pracować tak, jak słynne
złoże Groningen, które miało zmienny poziom wydobycia przez całe lata i
faktycznie zarabiało doskonale dostarczając gaz do szczytowych mocy gazowych na
terenie Niemiec.
Zatem podejrzewam, iż możliwe (technicznie)
wydobycie będzie jednak spadać a to pogorszy bilans gazowy właśnie około roku
2029.
Od wielu lat jestem zwolennikiem tego, że wydobycie
z tych polskich złóż powinno być ograniczone wcześniej i to znacząco tzn. tak,
aby utrzymywać pewną zdolność do wydobycia tylko w okresie zimowym jako
dodatkową rezerwę dla bezpieczeństwa systemu. Uważam, że polskie złoża powinny
wydobywać najwyżej 2-2,5 mld m3 rocznie a pozostałą zdolność powinny utrzymywać
jako dodatkowy atut dla bezpieczeństwa systemu (i powinno to być opłacane
odpowiednio w taryfach). A system gazowy powinien po prostu importować więcej
gazu o te 2,5 – 3 mld m3.
Uruchomienie większego wydobycia ze złóż krajowych
byłoby możliwe ale tylko w nadzwyczajnych sytuacjach a takie jak widać teraz na
świecie mogą zaistnieć.
Nasz monopolista gazowy nie pokazuje publicznie
jaka jest prognozowa ścieżka możliwości produkcyjnych jego złóż w następnych
latach ale uważam, że zdecydowanie powinniśmy choć część tych zasobów
utrzymywać jako rezerwę a nie „jechać do dna”
z nimi (blokując też magazyny). Ta rezerwa będzie potrzebna w sytuacji
gdy kolejno wyłączy się bloki węglowych i zacznie się naprawdę reforma
ciepłownictwa.
Oczywiście nie jest jasne czy na pewno rząd będzie
ściśle i precyzyjnie egzekwował przepisy unijne wobec ciepłownictwa – a od tego
zależy bardzo zużycie gazu w najbliższych latach. Jeśli jednak nowa minister
klimatu przykręci śrubę, w szczególności nie zgodzi się na niezgodne z prawem
unijnym przedłużanie pozwoleń zintegrowanych dla ciepłownictwa a nowy szef
Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zacznie wstrzymywać pracę obiektów
ciepłowniczych nie posiadających pozwoleń i/lub nie płacących za emisję CO2 to
sytuacja z rynkiem gazu w Polsce będzie ciekawa.
Podstawowym problemem, którego nie rozumieją
politycy i na Alasce i w Polsce jest to, że obecnie na światowym rynku trzeba
mieć kontrakty długoterminowe z producentami gazu oraz z podmiotami
transportującymi gaz. Te kontrakty długoterminowe muszą być także z terminalem
do regazyfikacji oraz z gwarancją systemu gazowego przesyłu tego gazu z miejsca
jego regazyfikacji do bloku/ ciepłowni. Zatem całość kontraktów powinna
gwarantować nie dostawy „spot” ale dostawy wieloletnie (po zupełnie innej
ścieżce cenowej) na 75-80 % całości potrzeb. A odbiorca gazu czy energii
wytworzonej z tego gazu musi płacić za te dostawy nawet jeśli zima jest lekka
albo ktoś odkryje inne złoża tańsze gdzieś bliżej. Tego typu KDT musi bowiem
gwarantować spłatę całego łańcuszka inwestycji pomimo możliwych wahań cen na
rynku spot.
Brak takiego systemu wieloletnich kontraktów z
określoną (rewaloryzowaną) ścieżką cenową to podstawowa przyczyna, dla której
na przetargach na moce rezerwowe dla systemu nie będzie więcej projektów
elektrowni na bazie gazu. Brak tego typu wieloletnich kontraktów powoduje także
problemy z zamknięciem finansowym inwestycji w polskim ciepłownictwie.
Obecny model przetargów na moce szczytowe to
system, przy którym ryzyka złożowe, transportowe, regazyfikacyjne i przesyłu
przerzucane są na inwestora w ten nowy blok szczytowy w systemie. Uważam, że
powinno być zupełnie odwrotnie. To PSE jako operator systemu
elektroenergetycznego powinien być operatorem kolejnego (drugiego) FSRU i
powinien otworzyć przetarg na dodatkowe moce w systemie w oparciu o określoną
ścieżkę cen gazu dostarczonego (przez PSE!) do lokalizacji gdzie ewentualnie
nowy inwestor zbuduje blok dla stabilizacji systemu wysokich napięć. A kontrakt
na te dodatkowe moce szczytowe powinien gwarantować inwestorowi w blok zwrot
kapitału gdyby PSE nie dało rady tego gazu dostarczyć.
Podobnie z ciepłownictwem na południu Polski. Nie jest możliwe aby setki małych miast podjęło decyzje o zmianie ogrzewania na gazowe bez pewności dostaw na kilkanaście lat tego paliwa. A zatem ktoś (rząd ?, PSE ?) powinien gwarantować te dostawy w jakiejś formie i przejąć ryzyka złożowe, polityczne, regazyfikacyjne i transportu gazu przez sieć. Czyli miasta i miasteczka w południowej Polsce miałyby gwarantowaną ilość gazu i ścieżkę cenową na 12-15 lat i wtedy znacząco zmniejszyłoby się ryzyko inwestycji w ciepłownictwie.
1 Powiedzmy 2500 godzin średniorocznie po 2000 MW w gazie co daje circa
850 mln m3 gazu.
2 Zakładając 100 dni okresu zimowego średnio po 20 mln m3 dziennie.
3 Gdyby w okresie zimowym miałby bezpośrednio zasilać ciepłownictwo
musiałby mieć wydajność rzędu 6,5 mld m3 rocznie aby móc sto dni podać 2 mld
m3. Zatem potrzeba też magazynu gazu.
4 Dzięki takiemu ustawieniu rynku ci niezależni importerzy nie mają
obowiązkowej zdolności magazynowej co ich wyklucza z możliwości importu zarówno
gazu jak i LNG.
5 https://ecf.cofc.uscourts.gov/cgi-bin/show_public_doc?2014cv0166-257-0
6 https://www.enr.com/articles/53722-alaska-advances-16b-port-upgrade-after-feds-ordered-to-pay-anchorage
7 https://www.lngcanada.ca/news/lng-canada-2023-year-end-update/
8 1 Bcf = 28316846.592 Nm3.
9 https://www.novagold.com/_resources/reports/S-K-1300.pdf
10 State of Alaska, Department of Natural Resources, Division of Oil and
Gas 2022 Cook Inlet Gas Forecast, styczeń 2023 autorzy: John Burdick, Jhonny
Meza i Sean Clifton.
11 Chena Power Plant, Eielson AFB CHP Plant, Fort Wainwright Power Plant
oraz UA Fairbanks Power Plant.
12 https://www.gvea.com/services/energy/sources-of-power/healy-power-plants/
13 https://www.nps.gov/gaar/learn/management/ambler-row.htm
14 https://alaskabeacon.com/2023/12/16/royalty-free-lease-offerings-in-alaskas-cook-inlet-basin-draw-tepid-response/
15 https://www.highnorthnews.com/en/us-initiates-extended-continental-shelf-claims
Uzupełnienie 04.01.2024 r.:
- Gaz w Gazie: https://wysokienapiecie.pl/95917-wojna-w-gazie-czy-wojna-o-gaz/ [29.12.2023]
- Zamarznięte
kopalnie: https://www.cire.pl/artykuly/materialy-problemowe/181392-zamarzniete-kopalnie [01.03.2021]
- … minęło dokładnie
10 lat: Zarządzanie
złożami na Alasce [04.01.2014]
Piotr Syryczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
szarmancko, szczerze, szczodrze, szeroko, szybko, szyderczo,